niedziela, 14 października 2012

Slajdowisko

Witajcie moi drodzy!!! Weekend niestety ma się ku końcowi, znowu od jutra gonitwa, ale póki co przeżywam jeszcze wczorajsze slajdowisko. A cóż to takiego??? Otóż mąż mojej przyjaciółki jeszcze z czasów studenckich, Leszek to zapalony podróżnik i globetrotter:) Ona i ich córeczki chcąc nie chcą też:) I tradycją jest, że każdej jesieni Leszek i Dorotka wraz z przyjaciółmi (równie zapalonymi podróżnikami) organizują pokaz slajdów z miejsc, które akurat w tym roku zobaczyli i odwiedzili... Pomysł jest prosty: organizujemy jakieś większe lokum, sprzęt, każdy przynosi coś do jedzenia, picia no i oczywiście slajdy!!!
Pierwszy raz byłam na takiej imprezie jakieś dziesięć lat temu i do tej pory pamiętam chłopaka, który z wielkim zacięciem opowiadał o ułożeniu kamieni pod wpływem ruchów tektonicznych na Islandii...A że kocham ludzi z pasją, więc i teraz razem pojechaliśmy (ja i Janek) do domu Kingi i Stefana na zlot wszystkich "pozytywnie zakręconych podróżników"!!! Około 25-30 osób, nie licząc wszechobecnych dzieci, słuchało opowieści z różnych zakątków świata, okraszonych licznymi zdjęciami i filmikami, przeplatanymi anegdotami i śmiesznymi przygodami każdego z podróżników. I tak dowiedzieliśmy się np. jak wygląda budynek policji w Tibilisi, gdzie dokładnie mieszka Święty Mikołaj, co to są "świecące robaczki" i "hot water" w Nowej Zelandii, jak trudno jest wspiąć się na szczyt Bolivar w Wenezueli czy obejrzeć plenery Szkocji, gdzie nagrywano Harrego Pottera. Kilka informacji, jak np. przeciętna, minimalna płaca w Nowej Zelandii wywołało spore poruszenie...
"Sprawcy" całego zamieszania czyli Dorotka i Leszek z córeczkami. W tle oczywiście Szkocja:)
Mnie osobiście takie imprezy dają do myślenia, bo oni wszyscy (no prawie) mają rodziny, dzieci (i to naprawdę małe!!!) pracę, kredyty i mimo wszystko znajdują czas na to by realizować swoje marzenia i pasje...Podziwiam takich ludzi, ja - wybierająca się na wakacje samolotem, śpiąca w hotelu z opcją all inclusive, dla której niemożliwa wydaje się podróż własnym samochodem z 1,5 rocznym dzieckiem do Rumunii czy Czarnogóry ( co swego czasu  zrobili Leszek i Dorotka) 
Jedyny minus całej imprezy to mój aparat...Słaba lampa i padnięta bateria zepsuły wszystko...
Niestety tylko tyle zdjęć nadaje się do publikacji:)

Opowieści o Wenezuelii


Pod ekranem był "plac zabaw" dla dzieci: najmłodsze miało 2,5 miesiąca, najstarsze - 8 lat!
 
Zdjęcia Doroty i Leszka ze Szkocji


Zdjęcia slajdowiska diabli wzięli, ale to z winem się ostało...hihihihi
To doświadczenie dało mi znowu do myślenia: a może by tak organizować co roku takie "mini-slajdowiska" dla siebie i przyjaciół/rodziny??? Każdy z nas gdzieś wyjeżdża na wakacje, więc jaka to trudność zebrać się po nich i w kilka rodzin i zrobić taki pokaz slajdów wraz z opowieściami? Dla dzieciaków to frajda i zawsze mogą się czegoś nowego dowiedzieć, a dla nas dobra okazja, żeby powspominać i spotkać się w dobrym towarzystwie! Jak dodamy do tego potrawy z kuchni danego kraju i oczywiście dobre trunki to sukces murowany:)
Dobranoc kochani, idę spać i śnić o Gruzji, o której tyle się wczoraj nasłuchałam i którą na pewno kiedyś odwiedzę!!!
Buziaki
Marta 

3 komentarze:

  1. Ale ta impreza to chyba nie jest biletowana? hi, hi, hi Świetny pomysł, super ludziska :-) Już sobie wyobrażam kto kręcił całym towarzystwem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. z Twojego opisu można sobie wyobrazić że spotkanie było bardzo interesujące :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAAAK!!!było naprawdę interesująco, nawet mój syn wytrzymał do tak późnej pory...Fajne jest to, że można dowiedzieć się wiele ciekawostek o miejscach, do któych trudno dotrzeć albo o których nie ma się zielonego pojęcia(n.p.Nowa Zelandia)A dla dzieciaków takich szkolnych jak mój Janek to naprawdę wielka frajda!pozdrawiam i dzięki za komentarze:)

      Usuń