Nasza rodzina cierpi na nieuleczalna chorobę...
Wrodzone i z pewnością nieuleczalne ADHD sprawia, że nie możemy usiedzieć w miejscu:)
Rowery, koszyczek z przekąskami i kocyk i ruszamy na piknik!
Dzieciaki zachwycone perspektywą pikniku, nie zwracały uwagi na fakt, że tata wybrał najdłuższą trasę...
Pragnienie najlepiej ugasić wodą z listkiem mięty i truskawką:)
Wiem, wiem, fanaberia z mojej strony, że na piknik zabrałam porcelanowe talerzyki, szklaneczki i widelczyki, ale ja po prostu nie cierpię jeść z plastiku.....
Mój stary "holender" dał radę to wszystko "przytargać"!
Tak mało potrzeba, żeby się dobrze bawić:)
Poker face!
W trakcie było już bardzo prozaicznie: graliśmy w uno, badmintona, zajadaliśmy mini kiełbaski i bułeczki, wafelki od babci, arbuza z miętą (mniam!) etc....W drodze powrotnej młody nie usnął tylko dzięki wybojom na naszych poslkich dróżkach:)
Równie udanych wypadów rowerowo-piknikowych życzę Wam kochani!!!!
Widże, ża chyba Jedi też z wami byli:))
OdpowiedzUsuńkocham piknikowe klimaty! mogłabym mieć taką pracę, żeby siedzieć na trawie i piknikować:))
świetna zabawy i miło spędzony czas! super!Pozdrawiam i więcej takich pikników życzę;)
OdpowiedzUsuńale fajnie!!!!!! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam pikniki :) Widzę też, że masz piękny rower :) Zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ola
cudny piknik :)
OdpowiedzUsuńWcale Wam się nie dziwię... trzeba korzystać z uroków pogody!!! :)
OdpowiedzUsuńPikniki uwielbiam!
Cudnie wyglądacie:):):)
ściskam kochana