Zawsze mam ten sam problem z napisaniem posta: nie potrafię wybrać zdjęć, tyle ich zawsze "napstrykam"...
Dziś wybrałam te, które sprawiają, że się uśmiecham...
Albo te, na których widać radość innych....
Tak po prostu, żeby się tą radością podzielić....
Chociaż być może treść dzisiejszego posta nie jest zbyt optymistyczna i do śmiechu???
Z przerażeniem usłyszałam wczoraj, jak wiele osób w naszym kraju przeżywa w tym właśnie czasie załamanie nastroju, stany depresyjne, mają tzw. "doła" i koniec końców idą do lekarza, który przepisuje im (czasem zupełnie niepotrzebnie) leki na poprawę nastroju. Jedna z czołowych psycholożek w Polsce Ewa Wojdyłło zaryzykowała stwierdzenie, że jesteśmy narodem ćpunów!
Myślę, że coś jest na rzeczy (nie obrażając oczywiście wszystkich chorych na tę poważną chorobę jaka jest depresja). Depresja to choroba mózgu, który nie produkuje endorfin i dotyka ona zazwyczaj 3-5% społeczeństwa. Faktem jest, że w naszej szerokości geograficznej zimą i jesienią brakuje słońca, częściej przebywamy w pomieszczeniach, dlatego musimy wykorzystywać każdy moment, aby przebywać na świeżym powietrzu.
Druga sprawa to ruch, dzięki któremu w naszym organizmie wytwarzają się endorfiny. Nie musi to być bieganie czy godzina na siłowni, wystarczy czasem użyć schodów zamiast windy albo pójść na piechotę do sklepu, pracy czy koleżanki. Dzięki tej świadomości łatwiej przeciwdziałać ewentualnym spadkom samopoczucia:) O jeździe na nartach nie wspomnę...;)
Wiadomo, traumatyczne przeżycia czy problemy to nieustanny element naszego życia, każdy z nas ma różne sytuacje. Gdy trwa to trochę dłużej stawiamy sami sobie diagnozę, że mamy depresję, zamiast przegadać problem z koleżanką, mężem, mamą albo babcią, kimś bliskim, kto nas po prostu wysłucha, zrozumie, przytuli... Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak zwykle na naszej niewiedzy zarabiają koncerny farmaceutyczne!
Bierzmy przykład z dzieci, którym niewiele do szczęścia potrzeba: tarzanie się w śniegu, rzucanie śnieżkami, budowanie bałwana czy igloo, zjadanie śniegu i robienie aniołków - nieważne czy w bawarskich Alpach czy w Zakopanem sprawia tyle samo radości!!! A jak śnieg się rozpuści idźmy z nimi poskakać po kałużach (nieprzemakalne stroje narciarskie znowu się przydadzą!).
Zdjęcie powyżej to przykład na to, że są wśród nas dorośli, którzy to "dziecko" w sobie pielęgnują....I chwała im za to!!!! (Grupa dziesięciu wytrawnych narciarzy poprzebieranych za misie, tygryski, żabki i pszczółki...Widok ich jeżdżących na stoku - BEZCENNY!)
Moje niezawodne sposoby na walkę z jesienno-zimową szarugą w duszy to: szklanka zimowej herbatki lub grzanego wina w towarzystwie przyjaznej duszy, pójście do sauny, zapalanie wszelkich możliwych świeczek, lampek a w tle płyta Eva Cassidy, gorąca kąpiel czy dobra lektura pod ciepłym pledem....
A Wy jakie macie sposoby na poprawę nastroju????